Bedziemy troche sie przemieszczac w sumie, ale mysle ze damy rade. Dwa razy mamy nocny pociag, ale nie dwie noce pod rzad. Wszystie bilety kolejowe bez zadnych problemow zostaly zakupione przez cleartrip, wszystkie sa potwierdzone. Zgodnie ze wskazowkami zostaly zakupione ze sporym wyprzedzeniem. Maksymalnie 60 dni przed mozna kupowac bilety. Dluzsze trasy bedziemy pokonywac samolotem, bo nie usmiechalo nam sie jechac 30h pociagiem. Mysle, ze podczas tych dwoch nocek poczujemy wystarczajaco klimat panujacy w tamtych pociagach.
Bagaz Na loty od Turkish jest dozwolony bagaz rejestrowany 30kg, wiec nie bedzie zadnego problemu. Loty po Indiach juz troche inaczej, bo max 15kg rejestrowany i 7kg podreczny. Ale spokojnie damy rade zmiescic sie, jako ze nie potzrebujemy przeciez brac zadnych grubych kurtek, swetrow.
Noclegi Oprocz noclegow na Goa wszystko wczesniej zarezerwowane przez neta. Wiekszosc miejsc z polecenia. Na Goa spokojnie znajdzie nas jakis nocleg.
Relecje bede staral sie aktualizowac w miare mozliwosci na bierzaco, ale roznie to moze byc
:P CDN5.3 Dojazd na lotnisko przebiegł dosyć sprawnie. Nie mamy aż tak daleko na TXL, bo niecałe pół h z mieszkania. Jako, że temperatura w Berlinie typowo marcowa, ubralismy jakieś stare rzeczy których pozbylismy się na lotnisku. Nie było sensu wozić ze sobą po Indiach grubych rzeczy. Lecielismy z terminalu C. Rzuciła nam się w oczy spora kolejka na check in, ale my zrobiliśmy online i zdalismy bagaż praktycznie bez kolejki. Do tego momentu obyło się bez przygód
;-) Ale już na bramce kontrolnej wydarzyła się śmieszna sytuacja. Włożyłem do kosza swój sprzęt do kamery i aparatu i widziałem żywiołowa reakcję pracowników podczas prześwietlania bagażu. Kobieta śmiała się do żony, czy wie na co się szykuje. Potem odrazu zostałem doprowadzony do specjalnego pomieszczenia, w którym była przeprowadzona specjalistyczna analiza sprzętu. Na podstawie kurzu badali zawartość na środki wybuchowe. No ale była to oczywiście czysta formalność. Jak tu wytłumaczyć starszej Niemce co to jest Powerbank etc.
;-) Z przyczyn technicznych lot miał 30 minut opóźnienia. Troche się denerwowalismy, bo w Istanbule mieliśmy niecałą godzinę na przesiadke. Chociaz wiedzieliśmy, że terminale będą blisko obok siebie. Z drugiej strony bilet był kupowany razem, tak więc pewnie opłacało im się bardziej poczekać.
Nad samym lotem nie będę się rozpisywał. Lecielismy pierwszy raz Turkish Airlines i oby nie ostatni. Jedzenie, które było serwowane smakowało nam. Ja wziąłem Rigatoni a żona dostała wcześniej zamowiona wersję bezglutenowa. Wyladowalismy z prawie 45 minutowym opóźnieniem w Turcji. Ale cały lot został przesunięty o godzinę, więc zdążyliśmy na spokojnie. Był nawet czas na pochodzenie po lotnisku. Całkiem niebawem po odlocie została zaserwowana kolacja. U mnie łosoś, a u żony wersja bezglutenowa... Czyli to samo co w pierwszym locie. Ale smakowało, wiec nie było problemu. Gorzej gdyby było niezasmaczne. Dostać dwa razy wtedy to samo byłoby średnią opcją. Warunki lotu bardzo dobre, siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Tak więc mieliśmy więcej miejsca na nogi. Tak, że ja nawet ja się zmiescilem. Obok nas było stanowisko dla dzieci, ale na szczęście siedział jakiś dorosły Hindus zamiast placzacego dziecka. Cala Droge siedział w kurtce z futrem. Wyladowalismy krótko przed 6 czasu lokalnego. CDN6.3 Po wylądowaniu udaliśmy się do urzędu imgracyjnego, bo było to wymagane. Mieliśmy teoretycznie zamówiona taksówkę z hotelu na lotnisko. Kierowca miał czekać przy wyjściu z kartka i naszym nazwiskiem. Jednak przy wyjściu nie było nikogo widać i nie było pewności, że kierowca gdzieś jest. Lot miał jednak spore opóźnienie i albo kierowca sprawdził sobie status lotu, albo czekał na lotnisku. Nie mogłem jakoś zalogować się do wlana na lotnisku, a numer do kierowcy był na Gmail. Przy wyjściu stali żołnierze i mógłby być problem, żeby wejść ponownie. Dlatego w środku skorzystalismy z bankomatu i kupiliśmy bilet na Prepaid taxi. Z druczkiem udaliśmy się do naszej limuzyny. Za kurs do Fort zaplacilismy 780, wiec standardowa cena za ten odcinek. W hotelu byliśmy mniej więcej przed 8, a oficjalny Check in był dopiero od 12. Poszliśmy zjeść śniadanie, na którym główną pozycją był omlet. Zamawialo się go u szefa i był po chwili przeniesiony. Poza tym były jakieś 3 hinduskie potrawy, z których najlepiej smakowały nam pieczone ziemniaki z przyprawami. Były jeszcze owoce, soki etc. Kolejne dwa dni śniadanie wyglądało tak samo. Po zjedzeniu odpoczelismy jeszcze chwilę w loży i moment później nasz pokój był gotowy. Pokój wyglądał tak jak na zdjęciach online, więc nie było źle. Był dosyć mały, ale nogi nie wystawaly mi z łóżka. Hotel był położony przy mniej ruchliwej ulicy i w pokoju nie było aż tak głośno. Odswiezylismy się po podróży i wyruszyliśmy na miasto. Mieliśmy akurat szczęście, że akurat tego dnia był festiwal Holi, który odbywa się tylko raz w roku. Recepcjonista polecił nam pojechać na Marina Beach, bo tam co roku najwięcej osób świętuje Holi. Plaża w Mumbai wygląda tak: Miejscowym nie zajęło długo namierzenie nas. Nasze białe twarze trochę się wyróżniały. Na początku dzieciaki krepowaly się trochę i nie wiedziały, czy mogą nas obsmarowac barwnikiem. Ale jak już zobaczyly, że nie mamy nic przeciwko, oblecialy nas dookoła. Byliśmy chyba niezłą atrakcją, bo mieli niesamowitą radoche, robili sobie z nami zdjęcia. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że Hindusi uwielbiają wręcz robić sobie foty z Europejczykami. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, co czekać nas będzie następnego dnia pod Gateway of India
8-) Według różnych relacji innych podróżników podczas Holi Hindusi lubią polewac się wodą, także branie aparatu fotograficznego było trochę ryzykowne. Dlatego zdjęcia robiliśmy z telefonu. Chociaż najlepsze efekty wyszły pewnie podczas nagrywania kamerka gopro. Mala nieobrobiona namiastka poniżej: https://www.youtube.com/watch?v=GPUF-soIUDo&feature=youtu.be A tak wygladalem na koniec dnia Posiedzielismy jeszcze trochę na plaży i spacerkiem zapuscilismy się w głąb miasta. Co chwilę podchodzili do nas jacyś ludzie i malowali nas. Jedna rodzinka zaprosiła nas nawet na swoje podwórko, na którym były tańce i hulanki. Jakiś inny Hindus oferował nam jakiś Milk Shake, ale przypomniało mi się ze mamy alergię na hinduskie mleko
;) . Dobrze, że się nie skusilismy, bo jak potem mówiłem kierowcy taksówki, że nam to oferowali, to jego reakcja była mniej więcej taka: "When you drink this shake... You will go to heaven. "
Przeszliśmy spory kawałek od plaży i później uswiadomilismy sobie, że jesteśmy mega daleko od hotelu i trzeba jakoś dojechać do hotelu.
Gdyby nie fakt, że byliśmy cali usyfieni farbą, nie byłoby problemu. A tak dopiero któryś z kolei kierowca zgodził się nas zabrać, za trochę większą opłatą. Ale w granicach rozsądku. Była już godzina obiadowa i byliśmy konkretnie głodni. Kierowca zatrzymał się przy polecanym lokalu i wzięliśmy dwie porcje Biryani na wynos. W środku lokalu były na ścianie nagrody różne i rzeczywiście jedzenie było dobre. Znamy akurat ta potrawę, bo zamawiamy ją często u Hindusa obok nas.
CDN7.3 Po piątkowym Holi zaplanowaliśmy na drugi dzień w Mumbaju Elephanta Island. Chcieliśmy trochę odpocząć od miasta, bo pierwszego dnia praktycznie odrazu po przylocie wyruszyliśmy się "malować". Druga polowe dnia przeznaczyliśmy na spacer po mieście, bo pomimo niezawsze nienajlepszych opinii o Mumbaju, chcieliśmy zobaczyć podstawowe miejsca.
Pierwszy prom na Elephanta Island odplywa o 9 rano spod Gateway of India. Zjedlismy wczesne sniadanie w hotelu i podskoczyliśmy taksówką ten krotki odcinek. Spowrotem ta sama odleglosc spokojnie pokonaliśmy pieszo. Zależało nam, żeby możliwie pierwszym albo jednym z pierwszych promów, dostać się na wyspę. Na wyspie nie ma możliwości noclegu, wiec im wcześniej tym mniej ludzi.
Po lewej stronie Gateway of India, po prawej kozacki hotel Taj Mahal Palace.
Prom odplywa mniej więcej co pol godziny i podróż w jedna strone trwa prawie godzine. Widok na Mumbaj z promu. Niedaleko brzegu stacjonowaly rowniez jakieś okręty wojskowe i jak tylko chociażby na chwilę zacząłem w tym kierunku kręcić film odrazu parę osób zwracalo uwagę, że nie można. Jacyś wyczuleni byli na tym punkcie.
Doplywamy do Elephanta Island.
Powitalna tablica na wyspie.
Po opuszczeniu promu przywitał nas taki widok.
Glowna atrakcja wyspy sa liczne jaskinie. Nie będę się rozpisywał szczegółowo, bo wszystko jest na Wikipedii.
Shiva Mahadeva
Tanczacy Shiva Nataraja
Inne migawki z wyspy:
Dziwilismy się, ze wchodząc rano na wyspe nie było widać zadnych malp. Widocznie było za wcześnie, bo jak już schodziliśmy to było ich pelno. Sprzedawcy straganów próbowali przeganiać małpy na wszelkie sposoby, jednak te co chwile wracały. Oczywiście ku uciesze turystów, a niekoniecznie sprzedawców. Mało kto oglądał przecież stragany, jak małpy były na wyciągnięcie ręki. Małpy pojawią się jeszcze później w relacji z Jaipur.
Wyspa nie jest wcala taka mala i po odejściu całej trochę zgłodnieliśmy. Na dole zjedliśmy jakiś szybki obiad.
Jeden z przykładów toalety w Indiach.
Po wyjściu z promu można przejechać się całe 300m takim pociągiem.
Hindusi to z natury bardzo czysty naród, co widać na zdjęciu poniżej.
Zblizamy się naszym powrotnym promem do brzegu.
Nawet nie wiecie jak ciężko było zrobić takie zdjęcie po południu. Dosłownie co parę sekund ktoś prosił nas o zdjęcie z nim. Standardowy tekst "One photo Sir", niby nie taki straszny. Tylko, że to było one photo z każdym facetem z grupki osobno. Co jeszcze gorsze, jak już nas namierzyli, to nowi ludzie dochodzili. Pierwszy kwadrans co chwilę ta akcja była nawet śmieszna, ale potem już niekoniecznie. W tym krótkim czasie pod Gateway of India chyba więcej pozowalismy niż podczas własnego wesela. Jeżeli ktoś lubi pozować, to polecam gorąco udać się kiedyś do Mumbaju w to miejsce i spędzić tam parę godzin.
Taj Mahal Palace
Wymeczeni pozowaniem ruszyliśmy dalej. Po drodze zobaczyliśmy kobietę, która sprzedawała wahlarze z pawimi piórami. Za grosze można było kupić sobie.
monus napisał:Mleczny napój podczas Holi to bhang na bazie konopi. Szklaneczka by nie zaszkodziła
;)moze nastepnym razem sie skusze i moje grzechy zostana wymazane
:P
Pisanie relacji sie troche przedluzylo, prawie o rok
:DDokoncze najpierw Meksyk i potem biore sie za zalegle Indie. Filmik z Indii:https://vimeo.com/124090554
5.3- TXL 14:45 - Istanbul 18:35, Istanbul 19:35 (Turkish Airlines)
6.3- Mumbai 5:10 (Turkish Airlines)
7.3- Mumbai
8.3- Mumbai 11:30- New Delhi 13:30 (Indigo)
9.3- Delhi
10.3- Delhi 06:05 - Jaipur 10:35 (pociag)
11.3- Jaipur 17:35 - Sawai 19:45 (pociag)
12.3- Sawai 23:15 -
13.3- Agra Fort 6:00 (pociag)
14.3- Agra Fort 20:30 -
15.3- Varanasi 10:30 (pociag)
16.3- Varanasi
17.3- Varanasi 11:25 - Mumbai 13:30; Mumbai 15:45 - Goa 16:55 (Air India)
18.3- Goa
19.3- Goa
20.3- Goa 14:35 - Mumbai 15:40 (Indigo)
21.3- Mumbai 06:40 - Istanbul 10:40; Istanbul 12:00 - TXL 13:50 (Turkish Airlines)
Bedziemy troche sie przemieszczac w sumie, ale mysle ze damy rade. Dwa razy mamy nocny pociag, ale nie dwie noce pod rzad. Wszystie bilety kolejowe bez zadnych problemow zostaly zakupione przez cleartrip, wszystkie sa potwierdzone. Zgodnie ze wskazowkami zostaly zakupione ze sporym wyprzedzeniem. Maksymalnie 60 dni przed mozna kupowac bilety.
Dluzsze trasy bedziemy pokonywac samolotem, bo nie usmiechalo nam sie jechac 30h pociagiem. Mysle, ze podczas tych dwoch nocek poczujemy wystarczajaco klimat panujacy w tamtych pociagach.
Bagaz
Na loty od Turkish jest dozwolony bagaz rejestrowany 30kg, wiec nie bedzie zadnego problemu. Loty po Indiach juz troche inaczej, bo max 15kg rejestrowany i 7kg podreczny. Ale spokojnie damy rade zmiescic sie, jako ze nie potzrebujemy przeciez brac zadnych grubych kurtek, swetrow.
Noclegi
Oprocz noclegow na Goa wszystko wczesniej zarezerwowane przez neta. Wiekszosc miejsc z polecenia. Na Goa spokojnie znajdzie nas jakis nocleg.
Relecje bede staral sie aktualizowac w miare mozliwosci na bierzaco, ale roznie to moze byc :P
CDN5.3
Dojazd na lotnisko przebiegł dosyć sprawnie. Nie mamy aż tak daleko na TXL, bo niecałe pół h z mieszkania.
Jako, że temperatura w Berlinie typowo marcowa, ubralismy jakieś stare rzeczy których pozbylismy się na lotnisku. Nie było sensu wozić ze sobą po Indiach grubych rzeczy.
Lecielismy z terminalu C. Rzuciła nam się w oczy spora kolejka na check in, ale my zrobiliśmy online i zdalismy bagaż praktycznie bez kolejki. Do tego momentu obyło się bez przygód ;-)
Ale już na bramce kontrolnej wydarzyła się śmieszna sytuacja. Włożyłem do kosza swój sprzęt do kamery i aparatu i widziałem żywiołowa reakcję pracowników podczas prześwietlania bagażu. Kobieta śmiała się do żony, czy wie na co się szykuje. Potem odrazu zostałem doprowadzony do specjalnego pomieszczenia, w którym była przeprowadzona specjalistyczna analiza sprzętu. Na podstawie kurzu badali zawartość na środki wybuchowe. No ale była to oczywiście czysta formalność.
Jak tu wytłumaczyć starszej Niemce co to jest Powerbank etc. ;-)
Z przyczyn technicznych lot miał 30 minut opóźnienia. Troche się denerwowalismy, bo w Istanbule mieliśmy niecałą godzinę na przesiadke. Chociaz wiedzieliśmy, że terminale będą blisko obok siebie. Z drugiej strony bilet był kupowany razem, tak więc pewnie opłacało im się bardziej poczekać.
Nad samym lotem nie będę się rozpisywał. Lecielismy pierwszy raz Turkish Airlines i oby nie ostatni. Jedzenie, które było serwowane smakowało nam. Ja wziąłem Rigatoni a żona dostała wcześniej zamowiona wersję bezglutenowa.
Wyladowalismy z prawie 45 minutowym opóźnieniem w Turcji. Ale cały lot został przesunięty o godzinę, więc zdążyliśmy na spokojnie. Był nawet czas na pochodzenie po lotnisku.
Całkiem niebawem po odlocie została zaserwowana kolacja. U mnie łosoś, a u żony wersja bezglutenowa... Czyli to samo co w pierwszym locie. Ale smakowało, wiec nie było problemu. Gorzej gdyby było niezasmaczne. Dostać dwa razy wtedy to samo byłoby średnią opcją.
Warunki lotu bardzo dobre, siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Tak więc mieliśmy więcej miejsca na nogi. Tak, że ja nawet ja się zmiescilem. Obok nas było stanowisko dla dzieci, ale na szczęście siedział jakiś dorosły Hindus zamiast placzacego dziecka. Cala Droge siedział w kurtce z futrem.
Wyladowalismy krótko przed 6 czasu lokalnego.
CDN6.3
Po wylądowaniu udaliśmy się do urzędu imgracyjnego, bo było to wymagane. Mieliśmy teoretycznie zamówiona taksówkę z hotelu na lotnisko. Kierowca miał czekać przy wyjściu z kartka i naszym nazwiskiem. Jednak przy wyjściu nie było nikogo widać i nie było pewności, że kierowca gdzieś jest. Lot miał jednak spore opóźnienie i albo kierowca sprawdził sobie status lotu, albo czekał na lotnisku. Nie mogłem jakoś zalogować się do wlana na lotnisku, a numer do kierowcy był na Gmail.
Przy wyjściu stali żołnierze i mógłby być problem, żeby wejść ponownie. Dlatego w środku skorzystalismy z bankomatu i kupiliśmy bilet na Prepaid taxi. Z druczkiem udaliśmy się do naszej limuzyny. Za kurs do Fort zaplacilismy 780, wiec standardowa cena za ten odcinek.
W hotelu byliśmy mniej więcej przed 8, a oficjalny Check in był dopiero od 12. Poszliśmy zjeść śniadanie, na którym główną pozycją był omlet. Zamawialo się go u szefa i był po chwili przeniesiony. Poza tym były jakieś 3 hinduskie potrawy, z których najlepiej smakowały nam pieczone ziemniaki z przyprawami. Były jeszcze owoce, soki etc. Kolejne dwa dni śniadanie wyglądało tak samo.
Po zjedzeniu odpoczelismy jeszcze chwilę w loży i moment później nasz pokój był gotowy. Pokój wyglądał tak jak na zdjęciach online, więc nie było źle. Był dosyć mały, ale nogi nie wystawaly mi z łóżka. Hotel był położony przy mniej ruchliwej ulicy i w pokoju nie było aż tak głośno.
Odswiezylismy się po podróży i wyruszyliśmy na miasto. Mieliśmy akurat szczęście, że akurat tego dnia był festiwal Holi, który odbywa się tylko raz w roku. Recepcjonista polecił nam pojechać na Marina Beach, bo tam co roku najwięcej osób świętuje Holi.
Plaża w Mumbai wygląda tak:
Miejscowym nie zajęło długo namierzenie nas. Nasze białe twarze trochę się wyróżniały. Na początku dzieciaki krepowaly się trochę i nie wiedziały, czy mogą nas obsmarowac barwnikiem. Ale jak już zobaczyly, że nie mamy nic przeciwko, oblecialy nas dookoła. Byliśmy chyba niezłą atrakcją, bo mieli niesamowitą radoche, robili sobie z nami zdjęcia. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że Hindusi uwielbiają wręcz robić sobie foty z Europejczykami. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, co czekać nas będzie następnego dnia pod Gateway of India 8-)
Według różnych relacji innych podróżników podczas Holi Hindusi lubią polewac się wodą, także branie aparatu fotograficznego było trochę ryzykowne. Dlatego zdjęcia robiliśmy z telefonu. Chociaż najlepsze efekty wyszły pewnie podczas nagrywania kamerka gopro. Mala nieobrobiona namiastka poniżej:
https://www.youtube.com/watch?v=GPUF-soIUDo&feature=youtu.be
A tak wygladalem na koniec dnia
Posiedzielismy jeszcze trochę na plaży i spacerkiem zapuscilismy się w głąb miasta. Co chwilę podchodzili do nas jacyś ludzie i malowali nas. Jedna rodzinka zaprosiła nas nawet na swoje podwórko, na którym były tańce i hulanki. Jakiś inny Hindus oferował nam jakiś Milk Shake, ale przypomniało mi się ze mamy alergię na hinduskie mleko ;) . Dobrze, że się nie skusilismy, bo jak potem mówiłem kierowcy taksówki, że nam to oferowali, to jego reakcja była mniej więcej taka: "When you drink this shake... You will go to heaven. "
Przeszliśmy spory kawałek od plaży i później uswiadomilismy sobie, że jesteśmy mega daleko od hotelu i trzeba jakoś dojechać do hotelu.
Gdyby nie fakt, że byliśmy cali usyfieni farbą, nie byłoby problemu. A tak dopiero któryś z kolei kierowca zgodził się nas zabrać, za trochę większą opłatą. Ale w granicach rozsądku. Była już godzina obiadowa i byliśmy konkretnie głodni. Kierowca zatrzymał się przy polecanym lokalu i wzięliśmy dwie porcje Biryani na wynos. W środku lokalu były na ścianie nagrody różne i rzeczywiście jedzenie było dobre. Znamy akurat ta potrawę, bo zamawiamy ją często u Hindusa obok nas.
CDN7.3
Po piątkowym Holi zaplanowaliśmy
na drugi dzień w Mumbaju Elephanta Island. Chcieliśmy trochę odpocząć od miasta, bo pierwszego dnia praktycznie odrazu po przylocie wyruszyliśmy się "malować".
Druga polowe dnia przeznaczyliśmy na spacer po mieście, bo pomimo niezawsze nienajlepszych opinii o Mumbaju, chcieliśmy zobaczyć podstawowe miejsca.
Pierwszy prom na Elephanta Island odplywa o 9 rano spod Gateway of India. Zjedlismy wczesne sniadanie w hotelu i podskoczyliśmy taksówką ten krotki odcinek. Spowrotem ta sama odleglosc spokojnie pokonaliśmy pieszo. Zależało nam, żeby możliwie pierwszym albo jednym z pierwszych promów, dostać się na wyspę. Na wyspie nie ma możliwości noclegu, wiec im wcześniej tym mniej ludzi.
Po lewej stronie Gateway of India, po prawej kozacki hotel Taj Mahal Palace.
Prom odplywa mniej więcej co pol godziny i podróż w jedna strone trwa prawie godzine. Widok na Mumbaj z promu. Niedaleko brzegu stacjonowaly rowniez jakieś okręty wojskowe i jak tylko chociażby na chwilę zacząłem w tym kierunku kręcić film odrazu parę osób zwracalo uwagę, że nie można. Jacyś wyczuleni byli na tym punkcie.
Doplywamy do Elephanta Island.
Powitalna tablica na wyspie.
Po opuszczeniu promu przywitał nas taki widok.
Glowna atrakcja wyspy sa liczne jaskinie. Nie będę się rozpisywał szczegółowo, bo wszystko jest na Wikipedii.
Shiva Mahadeva
Tanczacy Shiva Nataraja
Inne migawki z wyspy:
Dziwilismy się, ze wchodząc rano na wyspe nie było widać zadnych malp. Widocznie było za wcześnie, bo jak już schodziliśmy to było ich pelno. Sprzedawcy straganów próbowali przeganiać małpy na wszelkie sposoby, jednak te co chwile wracały. Oczywiście ku uciesze turystów, a niekoniecznie sprzedawców. Mało kto oglądał przecież stragany, jak małpy były na wyciągnięcie ręki. Małpy pojawią się jeszcze później w relacji z Jaipur.
Wyspa nie jest wcala taka mala i po odejściu całej trochę zgłodnieliśmy. Na dole zjedliśmy jakiś szybki obiad.
Jeden z przykładów toalety w Indiach.
Po wyjściu z promu można przejechać się całe 300m takim pociągiem.
Hindusi to z natury bardzo czysty naród, co widać na zdjęciu poniżej.
Zblizamy się naszym powrotnym promem do brzegu.
Nawet nie wiecie jak ciężko było zrobić takie zdjęcie po południu. Dosłownie co parę sekund ktoś prosił nas o zdjęcie z nim. Standardowy tekst "One photo Sir", niby nie taki straszny. Tylko, że to było one photo z każdym facetem z grupki osobno. Co jeszcze gorsze, jak już nas namierzyli, to nowi ludzie dochodzili. Pierwszy kwadrans co chwilę ta akcja była nawet śmieszna, ale potem już niekoniecznie. W tym krótkim czasie pod Gateway of India chyba więcej pozowalismy niż podczas własnego wesela. Jeżeli ktoś lubi pozować, to polecam gorąco udać się kiedyś do Mumbaju w to miejsce i spędzić tam parę godzin.
Taj Mahal Palace
Wymeczeni pozowaniem ruszyliśmy dalej. Po drodze zobaczyliśmy kobietę, która sprzedawała wahlarze z pawimi piórami. Za grosze można było kupić sobie.
CDN